W 2017 r. firma Deloitte oszacowała, że na piractwie polska gospodarka może tracić nawet do 3 mld złotych w skali roku.[1] Warto mieć to na względzie zwłaszcza teraz, gdy polska kultura stoi w obliczu ogromnego zagrożenia, a artyści z niepokojem spoglądają w przyszłość.
Kto i dlaczego tworzy?
Na pierwszy rzut oka, pirackie serwisy nie różnią się za bardzo od swoich legalnych odpowiedników. Strona startowa, katalog udostępnionych materiałów, no i w końcu odtwarzacz multimediów. Dobrym przykładem jest choćby niezwykle popularna strona kinomaniak.cc - przy pierwszym wejściu nie ma możliwości zorientowania się, że coś jest nie tak. Katalog filmowy z podziałem na gatunki, zaimportowane oceny z IMDb - wszystko się zgadza. Nawet zajrzenie do regulaminu nie wzbudza wątpliwości, gdyż znajdują się w nim zapisy, zachęcające użytkowników do zgłaszania naruszeń praw autorskich - zupełnie jak w legalnym serwisie. Co więc tak naprawdę odróżnia oba typy stron? Jedna kwestia - zgody autorów i honoraria dla ich twórców.A właściwie ich brak. Nie powinno być to dla nikogo zaskoczeniem, ale sprawa jest naprawdę prosta - pirackie serwisy nie płacą za udostępniane pliki, cały zysk zachowując tym samym dla siebie. Byłem autentycznie zdumiony, gdy dowiedziałem się, że droga do stworzenia pirackiej strony jest dość łatwa i wiedzie ścieżką, w której wiele pojedynczych kroków jest zgodne z prawem. Organizatorzy takich działalności korzystają z pomocy legalnie działających pośredników, takich jak dostawcy domen, serwerów czy oprogramowania, brokerów sprzedających reklamy oraz pośredników płatności zapewniających stały dopływ pieniędzy. Jak się okazuje nie trzeba też być wybitnym hakerem, aby taki serwis stworzyć. Sieć dostarcza nam gotowe szablony stron i darmowe oprogramowanie. Schody zaczynają się dopiero po starcie. Konkurencja jest naprawdę spora - polscy internauci korzystają regularnie z ponad 1200 nielegalnych serwisów! Warto też pamiętać, że mówimy tu o działaniach przestępczych, więc o stosowaniu zasad biznesowego fair-play możemy zapomnieć. Zwłaszcza, że chodzi tu o naprawdę duże pieniądze. Szacuje się, że gotówkowe przychody z rozpowszechniania treści bez zgody ich twórców lub osób uprawnionych wyniosły w 2016 r. ok. 900 mln zł. Nic więc dziwnego, że wiele osób skusi się na wybranie drogi nowoczesnego pirata. Wszak zachęca do tego brak odpowiednich przepisów i niska skuteczność walki z nielegalnymi adresami. Ale o tym za chwilę…
Źródło: zrzut z ekranu reklamy serwisu podszywającego się pod legalne źródło
Kto i dlaczego korzysta?
Przyjmuje się, że struktura demograficzna użytkowników serwisów pirackich jest taka sama jak domen legalnych. Przed rozpoczęciem researchu do niniejszego tekstu, byłem przekonany, że piracenie to domena raczej ludzi młodych. Okazuje się jednak, że z uwagi na powszechną dostępność takich adresów oraz fakt, iż do korzystania z nich nie potrzeba już nadzwyczajnych umiejętności informatycznych, wiek korzystających użytkowników wzrasta. Warto także odnotować, że - jak już wyżej wspomniałem - w niektórych przypadkach bardzo trudno stwierdzić, która strona jest legalna, a która działa z naruszeniem prawa (w weryfikacji pomoże Baza Legalnych Źródeł prowadzona przez Legalną Kulturę). Większość internautów chce szybko przeczytać, obejrzeć lub posłuchać - kwestia przeczytania regulaminu czy zapoznania się ze statusem strony pozostaje na dalszym planie.